Słońce wisiało już na szerokość
jednego palca nad górą, którą widać było z okna pokoju Maksa. Chłopak jeszcze
spał, gdy nagle wyrwało go ze snu uczucie wilgoci na twarzy. Stał nad nim Jacob
z pustą szklanką. Reszta chłopaków krzątała się po pokoju z odświeżaczami
powietrza, odkurzaczem i ścierkami.
- Ty, Mex, zajmiesz się
zutylizowaniem butelek – rzekł chłopak podając rudzielcowi torbę z której czuć
było silny zapach alkoholu. Maks wstał, wsunął glany na stopy i wyszedł na
balkon. Rozejrzał się, czy nikogo nie ma na innych balkonach, by bezpiecznie
pozbyć się ładunku. Lecz zauważył, że kilka balkonów dalej stoi na balkonie,
ubrana w szlafrok, jego wychowawczyni, paląca papierosa. Chłopak szybko padł na
ziemię i spoglądał na nią przez strzelinę w obudowaniu balkonu. Gdy kobieta
wyrzuciła peta i weszła powrotem do pokoju chłopak wstał i wyrzucił torbę pod
balkon nauczycielek. Mieszkali na czwartym piętrze, więc Maks miał czas, żeby schować
się powrotem do pokoju, zanim nastąpił huk, który spowodowały upadające
butelki.
Po dwudziestu minutach do drzwi
weszła pani wicedyrektor ze szkoły Maksa, z informacją, że za niedługo będzie pora
na śniadanie, a po nim odbędzie się wycieczka po Wenecji.
Maks nie miał apetytu na
obfitości, jakie serwowała kuchnia, zadowoliła go kanapka z serem i
przesłodzona kawa z mlekiem. W autobusie
chłopacy rozmawiali o tym, co mogli spotkać w mieście. Ktoś dołączył się do
rozmowy o zanieczyszczonych kanałach a Maks na chwilę się wyłączył bawiąc się i
przewracając w palcach swój medalion w kształcie głowy wilka. Mało osób
wiedziało o rytuałach, które Maks odprawiał wraz z kolegami na opuszczonym
wzgórzu na krańcach jego miasteczka. Nie był satanistą, wręcz przeciwnie,
człowiekiem głębokiej wiary – uczęszczał do kościoła a w wolnych czasach czytał
ewangelie. Chłopak po prostu czuł niedosyt przygód w życiu – gry i książki
przeznaczone dla osób nie w jego wieku tak go na to uczuliły. Niektórzy uważali
go za dziwoląga, a mimo to chłopak posiadał pokaźnie duże grono osób, którym
mógł zaufać, lub się zwierzyć. Łącznie ze zmarłymi. Do najniebezpieczniejszych
przygód chłopaka należało wcale nie starcie z duchem, lecz zawiśnięcie nad
wodospadem Siklawą, znajdującym się w górach w południowej Polsce. Uratował mu
życie wujek, który w dosłownie ostatnim momencie złapał go za rękaw. Chłopak od
tamtego czasu nie przepadał za wodą. Co dziwniejsze, rudzielec nie umiał
pływać. O tym zaś fakcie wiedziała tylko jego dziewczyna.
Dojechali pod kaplicę Świętego
Marka. Szybka zbiórka, policzenie uczniów, i kupno biletów. Chłopacy usiedli
razem z grupą i pomodlili się. Po szybkim oprowadzeniu przez przewodnika był
czas wolny. Maks chodził po kościele sam. Podziwiał obwitą ilość witraży a
także ich piękno. Zdumiało go jak dużo przestrzeni krył w sobie kościół. Podszedł
do największego z ołtarzy, uklęknął przed nim i się przeżegnał. Wstał i zwrócił
uwagę na jedną z płyt na ścianie. Wyróżniała się spośród innych, gdyż była
wyraźnie wytarta i zużyta. Najprawdopodobniej było coś z nią nie tak. Maks
podszedł do niej i ostrożnie przejechał po niej palcami. Była bardzo śliska w
dotyku, niczym kość słoniowa. Była biała, więc możliwe że z niej była. Maks
spróbował podważyć ją za pomocą paznokci, lecz mu się to nie udało. Złamał
sobie paznokieć, a spod niego poleciała krew. Ze złości uderzył w płytkę pięścią.
Gorzko tego pożałował, gdyż pękła ona i ręka Maksa zagłębiła się w przestrzeni
za płytką, po drodze zahaczając o jej kawałek. Maks wyciągnął rękę, która już
była pokryta częściowo krwią. Maks zasłonił zadrapanie rękawem i zajrzał do
otworu, który zrobił. Znajdował się tam różaniec, w postaci pierścienia,
zrobiony z jakiegoś czerwonego metalu.
- Hmm… To będzie zapłata za rękę –
uśmiechnął się złośliwie i schował pierścień
do kieszeni.
- Jednego brakuje! – zagrzmiał nagle
w kaplicy głos wychowawczyni Maksa.
Chłopak odwrócił się gwałtownie i pobiegł do grupy, robiąc straszne zamieszanie, potykając się o stopnie ołtarza. Od razu
został zatrzymany przez siwowłosą kobietę. Nie obyło się bez kazania i gróźb o
obniżeniu końcowo rocznej oceny z zachowania.
Gdy chłopak odchodził wraz z
grupą, do Teatro La Fenice Maks odwrócił się za siebie by zatrzymać wzrok na
jednym ze starszych księży, który patrzył na niego pogardliwym wzrokiem.
Odruchowo chłopak sięgnął za siebie żeby nałożyć kaptur i schować się wśród
kolegów, lecz ksiądz nie ruszył jego tropem. Odszedł w zupełnie innym
kierunku i zniknął w jednej z bocznych naw. Maks
odetchnął.