Września. Było to średniej wielkości miasto,
położone w środkowozachodniej Polsce. W klasie, na lekcjach geografii grupy II B
wieku gimnazjalnego nauczycielka puszczała właśnie jeden z filmów
dokumentacyjnych o kulturze Japonii. Wszyscy uczniowie zapatrzeni w telewizor.
Wszystkie głowy skierowane w przód prócz jednej, pełnej rudych, gęstych włosów.
Chłopak, Maks spoglądał za okno w
zamyśleniu. Lekkie kropki po trądziku pokrywały cerę jego twarzy. Dwie blizny -
jedna ciągnąca się na łuku brwiowym, a druga przez usta - dowodziły iż był to
nastolatek uwielbiający ruch. W wolnych chwilach uwielbiał chadzać na skatepark
by ćwiczyć parkour. Często wchodził również na wysokie drzewa, siadał na gałęzi
i słuchał jego ulubionego gatunku muzyki - metalcore. Często na samotne spacery zabierał ze sobą paczkę papierosów lub butelkę piwa w celach wiadomych. Był on dosyć nietypowym
nastolatkiem.
Zwykle poruszał się w czarnej
bluzce typu „longsleeve”, czarnych bojówkach i glanach. Buntowniczą naturę
symbolizowały kolczyk w uchu, pieszczocha i cała masa miedzianych agrafek w
ubraniach. Na szyi chustka a pod nią krzyżyk.
Rudzielec szkicował, interesował
się fantastyką, grał na gitarze i był harcerzem. Jednym z jego nietypowych
hobby było zbieranie noży. Ćwiczył posługiwanie się nimi z Internetu i książek.
W szkole słynął z przezwiska „Szatan”, ze względu na ubiór i styl bicia się.
Mimo iż rzadko to robił, każdy schodził mu z drogi gdy szedł korytarzem. Mimo
to miał grupkę przyjaciół z którymi spędzał trochę czasu.
- Jones! - zwróciła się do
niego po nazwisku nauczycielka - Uważaj, bo znowu dostaniesz złą ocenę ze
sprawdzianu a potem będziesz narzekał.
Maks przewrócił oczyma i spojrzał
na nauczycielkę jak na dziecko które rozlało sok.
- Proszę pani, ja uważam. Po
prostu zamyśliłem się…
- Wstań i wymień mi 3 wielkie
miasta Japonii. - spojrzała na niego z góry z lekkim uśmieszkiem.
Maks wstał. Rozejrzał się po
klasie i zauważył że Kuba - jeden z jego bliższych kumpli, który aktualnie
siedział trzy ławki od niego - pisze coś z pośpiechem dużymi, drukowanymi
literami na kartce. Rudzielec strząsnął włosy na brązowe oczy i patrzył na
kolegę który pokazuje mu kartkę.
- Tokyo, Hirasaki i Sendai,
proszę pani - uśmiechnął się do niej
- Siadaj. Żeby to się więcej nie
powtórzyło
- Jak najbardziej proszę pani - w
klasie zagrzmiało kilka chichotów. Max usiadł złożył ręce jak do modlitwy i
podziękował w ten sposób Kubie.
Nauczycielka wyłączyła rzutnik
który pokazywał już napisy końcowe. Wyłączyła komputer i wyciągnęła z szuflady
swego biurka zapełnione tekstem kartki wielkości dłoni. Rozdała je uczniom.
- Tutaj macie plan naszej
wycieczki do Rzymu. Wyjeżdżamy jutro o szóstej trzydzieści, zbiórka przed
szkołą kwadrans po szóstej. Wracamy za tydzień dni w czwartek. Razem dziesięć dni. Jakieś pytania?
Maks przestał uważać i zapatrzył
się w kartkę. Myślał zupełnie o czymś innym niż było na niej napisane. Ze
słuchawką w uchu doczekał do dzwonka.
Rudzielec szedł właśnie spod
drzewek w stronę boiska do siatkówki gdzie często przesiadywała żeńska część
jego przyjaciółek. Podśpiewywał sobie na wzór tego co właśnie leci mu w
słuchawkach.
Jedna z dziewczyn wybiegła mu na
spotkanie i rzuciła mu się na szyję.
- Cześć kochanie! - powiedziała
czule dziewczyna.
- Cześć Viola. - Odrzekł z uśmiechem Maks. Pocałował ją.
Violett była od pół roku
dziewczyną Maksa. Maks już nie pamiętał jak to się stało, że są razem. Po
prostu są i już. Miał nadzieję, że nic tego nie zmieni. Była ona jedyną osobą
którą kochał. Nie żywił zbytniego uczucia do rodziców. Był adoptowany, a
ponadto skoro go wzięli z domu dziecka to mieli obowiązek go wychować. Nie
mieli wyboru co do uczucia jakie do niego żywili a on wybrał sobie ją z własnej
woli. A ona jego.
Nastolatka miała włosy długości
włosów Maksa, tylko brązowe. Wielkie brązowe oczy, lekko zadarty nosek i wąskie,
różowe usta zdobiły jej piękną buzię. Była o pół głowy niższa od rudzielca.
Wąskie nadgarstki długie palce, zdradzały
iż grała ona na pianinie. Figura osy, średniej wielkości biust, to rzeczy
charakteryzujące większość gimnazjalistek.
Ubierała się podobne co on, gdyż
mieli ten sam gust muzyczny. Nigdy nie rozstawała się ze swoim plecakiem na
którym miała naszywki ulubionych zespołów. Często wypisywała sobie na
nadgarstku różne zdania, zazwyczaj wymyślone przez siebie i w innym języku. Nie
zawsze Maksowi udawało się rozszyfrować daną tajemniczą frazę. Pamiętał jak raz
było tam napisane „Born to fly”, czyli „urodzona by latać”.
- Nadal tylko sprzedajesz te
fajki czy zacząłeś palić? - spytała go.
- Obiecałem, że nie zacznę więc
nie zacznę. Wiesz że nigdy Cię nie okłamałem.
- Wiem … - usiedli na trawie a
ona oparła mu swoją głowę na ramieniu. - Też nie możesz się doczekać wycieczki?
Zawsze marzyłeś by zobaczyć Katedrę Świętego Marka, prawda?
- Owszem, ale najbardziej mnie
cieszy że jedziemy razem - uśmiechnął się do niej - bez ciebie ta wycieczka nie
miałaby dla mnie sensu.
- Cieszę się - objęła go, a on
uczynił to samo.
Wspólnie patrzyli w bawiące się dzieciaki,
plotkujące dziewczyny i chłopaków grających w piłkę. Aż w końcu zadzwonił
dzwonek na ostatnią lekcję.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz