niedziela, 3 listopada 2013

Witaj Słoneczna Italio!




Noc była ciemna i cicha, gdy dojechali na miejsce. Noclegować mieli w ogromnym hotelu, który nosił nazwę ‘La casa circondata da montagne’, co w ojczystym języku Maksa oznaczało ‘Dom wśród gór’. Jak z nazwy wynikało znajdował się on w górach, a dookoła niego rozlewały się fale trawy na halach górskich.
Maks uwielbiał góry. Był to jego ulubiony rodzaj krajobrazu. Uwielbiał zarówno biegać po ścieżkach górskich, jak i wylegiwać się na trawie. Kochał cudowne widoki z wysokości, wspinaczkę skałkową, kajakarstwo… Krótko mówiąc wszystko co związane z górami.
Wszyscy ustawili się przed autokarem, na parkingu, w dwuszeregu i rozpoczęło się sprawdzanie obecności. Maks uważał to za zbędny i zbyt często wykonywany rytuał, lecz wolał nie zadzierać z wolą nauczycieli. W końcu pojechała z nimi sama pani dyrektor, która uważana była za najsurowszą w całym jego mieście.
- … Jacob Marconi? - wyczytywała i w odpowiedzi otrzymywała potwierdzenie. - Jones Mex?
- Maks, proszę pani - odezwał się rudzielec w pierwszym rzędzie. Dyrektorka poprawiła okulary, jeszcze raz spojrzała na kartkę i odpowiedziała.
- A tak, rzeczywiście… To jest ten Me… Maks?
- Tak, jestem obecny - potwierdził rudzielec z uśmieszkiem. Niska kobieta w rozczapierzonych włosach spojrzała na niego przenikliwie, po czym zaczęła dalej wyczytywać nazwiska, niektóre z błędami, lecz nikt nie odważył się podważyć autorytetu pani dyrektor tak jak to zrobił Maks.
Po zakończeniu sprawdzania obecności i podliczeniu uczniów, rozdano kluczyki do pokoi i przeczytano plan dnia, który Maks znał już niemalże na pamięć.
***
- Mówię wam,  widzi mi się ta wycieczka - stwierdził rudzielec. Oprócz niego w pokoju na swych łóżkach leżeli już Jacob i Ronald. Czekali jeszcze tylko na ich dalszego znajomego - Davida - a także na ostateczną kontrolę przed ciszą nocną. Maks bawił się finką, Ronald i Jacob grali w karty.
- Przyznaję ci rację… Meks… - dwójka hazardzistów wybuchła śmiechem, a rudzielec pochmurniał.
- Ryj dawno buta nie widział? - spytał Maks z ponurym uśmieszkiem przyglądając się swojemu jednosiecznemu nożowi. Chciał dla zabawy sprawić wrażenie płatnego zabójcy, lubił bowiem, gdy ludzie się go bali.
- Meks, ogarnij… - próbował uspokoić go Ronald z lekkim poczuciem humoru. Maks uniósł rękę z nożem i zamachnął się jakby chciał nim rzucić. Gdy zobaczył, że Ronald drwiąco przechyla głowę z niedowierzaniem, wykonał ruch, jakby ciskał w leżącego nożem. Chłopak zasłonił się, ale po chwili zauważył, że klinga nadal wyrasta z dłoni rudzielca.
- Tchórz!- zaśmiał się Maks
- Cham! - zaprotestował Ronald.
Usłyszeli pukanie do drzwi. Maks rzucił nóż za łóżko i potwierdził zgodę na wejście przybysza. W drzwiach stanął średniego wzrostu blondyn a za nim nauczycielka. Rozejrzała się po pokoju  po czym wyszła. David bez słowa wyciągnął z plecaka flaszkę na stół.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz