Noc była ciemna i cicha, gdy
dojechali na miejsce. Noclegować mieli w ogromnym hotelu, który nosił nazwę ‘La
casa circondata da montagne’, co w ojczystym języku Maksa oznaczało ‘Dom wśród
gór’. Jak z nazwy wynikało znajdował się on w górach, a dookoła niego rozlewały
się fale trawy na halach górskich.
Maks uwielbiał góry. Był to jego
ulubiony rodzaj krajobrazu. Uwielbiał zarówno biegać po ścieżkach górskich, jak
i wylegiwać się na trawie. Kochał cudowne widoki z wysokości, wspinaczkę
skałkową, kajakarstwo… Krótko mówiąc wszystko co związane z górami.
Wszyscy ustawili się przed
autokarem, na parkingu, w dwuszeregu i rozpoczęło się sprawdzanie obecności.
Maks uważał to za zbędny i zbyt często wykonywany rytuał, lecz wolał nie
zadzierać z wolą nauczycieli. W końcu pojechała z nimi sama pani dyrektor,
która uważana była za najsurowszą w całym jego mieście.
- … Jacob Marconi? - wyczytywała i
w odpowiedzi otrzymywała potwierdzenie. - Jones Mex?
- Maks, proszę pani - odezwał się
rudzielec w pierwszym rzędzie. Dyrektorka poprawiła okulary, jeszcze raz
spojrzała na kartkę i odpowiedziała.
- A tak, rzeczywiście… To jest ten
Me… Maks?
- Tak, jestem obecny - potwierdził
rudzielec z uśmieszkiem. Niska kobieta w rozczapierzonych włosach spojrzała na
niego przenikliwie, po czym zaczęła dalej wyczytywać nazwiska, niektóre z
błędami, lecz nikt nie odważył się podważyć autorytetu pani dyrektor tak jak to
zrobił Maks.
Po zakończeniu sprawdzania
obecności i podliczeniu uczniów, rozdano kluczyki do pokoi i przeczytano plan
dnia, który Maks znał już niemalże na pamięć.
***
- Mówię wam, widzi mi się ta wycieczka - stwierdził
rudzielec. Oprócz niego w pokoju na swych łóżkach leżeli już Jacob i Ronald.
Czekali jeszcze tylko na ich dalszego znajomego - Davida - a także na
ostateczną kontrolę przed ciszą nocną. Maks bawił się finką, Ronald i Jacob
grali w karty.
- Przyznaję ci rację… Meks… -
dwójka hazardzistów wybuchła śmiechem, a rudzielec pochmurniał.
- Ryj dawno buta nie widział? -
spytał Maks z ponurym uśmieszkiem przyglądając się swojemu jednosiecznemu
nożowi. Chciał dla zabawy sprawić wrażenie płatnego zabójcy, lubił bowiem, gdy
ludzie się go bali.
- Meks, ogarnij… - próbował
uspokoić go Ronald z lekkim poczuciem humoru. Maks uniósł rękę z nożem i zamachnął
się jakby chciał nim rzucić. Gdy zobaczył, że Ronald drwiąco przechyla głowę z niedowierzaniem,
wykonał ruch, jakby ciskał w leżącego nożem. Chłopak zasłonił się, ale po
chwili zauważył, że klinga nadal wyrasta z dłoni rudzielca.
- Tchórz!- zaśmiał się Maks
- Cham! - zaprotestował Ronald.
Usłyszeli pukanie do drzwi. Maks
rzucił nóż za łóżko i potwierdził zgodę na wejście przybysza. W drzwiach stanął
średniego wzrostu blondyn a za nim nauczycielka. Rozejrzała się po pokoju po czym wyszła. David bez słowa wyciągnął z
plecaka flaszkę na stół.