Maks szedł ze szkoły ulicą, wraz
ze swoimi kolegami, rozmawiając głównie o nadchodzącej wycieczce. Rudzielec
poruszył właśnie kwestię palenia na wycieczce.
Bardzo dbał o swój wizerunek i uważał na świadków jego złych czynów, do
których zaliczało się między innymi picie i palenie.
- Pamiętajcie, że najlepiej brać
gumy owocowe, bo mięta wyostrza zapach tytoniu, a nie chcemy chyba syfu na
koniec roku, nie? - odezwał się po czym zaciągnął się dymem. Włączył jeden z
jego ulubionych kawałków i włożył słuchawki do uszu zagłuszając rozmowy przyjaciół.
Wszyscy z jego
trojga towarzyszy paliło. Było to często spotykane zjawisko w gimnazjach XXI
wieku. Mało z nich przejmowało się zdrowiem czy pieniędzmi. Zaczęli płakać po
fakcie, po tym jak się uzależnili. Ale cóż, nauczycielki, które ich złapały na
gorącym uczynku ostrzegały już wiele razy. Maks palił od roku, mniej więcej
tyle ile jego przyjaciele.
Jacob, Ronald i Samuel - wszyscy
poznani na początku szkoły. Jacob był krótkowłosym blondynem o masywnej
sylwetce. Ronald tak samo. Sam natomiast miał krótkie czarne włosy i kolczyk w
uchu, podobnie jak Maks. Cała czwórka, włącznie z Maksem, odziana była w
różnokolorowe glany, reszta stroju pozostawała czarna.
Paczka przyjaciół przechodziła
właśnie obok jednego z ulubionych miejsc palaczy ze szkoły - „wnęki”. Była to
wnęka pomiędzy kamienicami, znajdująca się sto metrów od szkoły. Jacob musiał
zauważyć coś dziwnego, gdyż zatrzymał się zapatrzony w ścianę.
- Ej, patrzcie! - krzyknął tak
głośno, że Maks zaskoczony zdjął słuchawki - Kumple Coopera musieli zmazać
grafiti!
- Rzeczywiście. Może jest jeszcze
na działkach? Zawsze tamtędy wraca do domu, o ile się nie mylę. - odezwał się
Ron.
Cała czwórka ruszyła żwawym
krokiem w stronę działek, znajdujących się tuż przy szkole. Nie byli
pierwszymi, którzy zauważyli brak obelgi skierowanej w stronę Coopera,
znajdującej się na ścianie budynku przy wnęce. Po drodze dołączyli do wielkiej
grupy znajomych, którzy byli w wieku Samuela (Samuel był o rok starszy od
Maksa, Rona i Jacoba).
Balicka. Było to przezwisko dla
Petera Coopera. Chłopak w wieku Maksa już dużo razu podpadł… Prawie
każdemu. Do jego najgłupszych wybryków należały między innymi zepchnięcie
jednej dziewczyny ze schodów w szkole, uderzenie drugiej w policzek, czy pyskowanie każdemu kogo spotkał. Nie bez
powodu nazywano go w szkole damskim bokserem. Tamtego dnia Maks miał okazję
wysłuchać jego gróźb skierowanych do własnej osoby. Nie miał zamiaru mu
popuścić.
Maks spojrzał w niebo. Było już
dosyć późno. Na niebie zaczęły pojawiać się pierwsze gwiazdki, a słońce już
całkowicie utonęło pod linią horyzontu. Na ulicach zajaśniały latarnie a w
domach zajaśniały światła wyglądające na zewnątrz przez kwadratowe okna.
„Dzisiaj się zabawimy” pomyślał.
***
Cała grupa, licząca już
dwadzieścia osobników, minęła kolejny zakręt. Znaleźli za nim kolejną grupkę, o
podobnej liczbie osób. Zatrzymali się. Maks wyszukał wzrokiem cel.
Chłopak w fullcap’ie, średniej
długości brązowe, lokowane włosy (przez jego wrogów porównywane do zwierzęcych
odchodów), o pół głowy niższy od Maksa. Wąska sylwetka, ujawniająca małe
możliwości fizyczne chłopaka. Twarz godna pożałowania. Oczy przypominające
naturę nieufnego, chciwego tchórzliwego potworka. Tak opisywał go Maks.
Rudzielec podniósł kamień
wielkości śliwki. Mimo dzielącej ich odległości trzydziestu metrów postanowił
rzucić. Wraz z nim wszyscy towarzysze.
Chłopak patrzył jak na wrogów
spada deszcz kamieni. Większość z grupy - czyli Ci, których trafiły kamienie -
czmychnęła daleko od zamieszania.
Grupka podbiegła do reszty bandy.
Najstarszy z atakujących - Hubert - podbiegł do Coopera i kopnął go w głowę z
wyskoku. Podnosząc go przywarł go do płotu. Maks chciał protestować ale zanim
dobiegł do nich Balicka zyskał dwa nowe sińce na twarzy. Odepchnął Huberta.
- Hub, zostaw go! On jest mój! -
wśród tłumu od razu zadźwięczały protesty. Maks zagwizdał w palce. - Groził mi dzisiaj i zamierzam go za to
ukarać, nie mówiąc już o zniszczonym grafiti.
- Dobra… Ale wisisz mi paczkę
fajek. - orzekł po krótkiej chwili namysłu
- Da się załatwić - Maks odwrócił
się w stronę Petera. Lecz nie zastał go już tam. Był jakieś dwadzieścia
sekund biegu od nich. Chłopak zaklął. Pięć osób pobiegło za nim, ale większość
została na miejscu. Rudzielec odpiął plecak i wyciągnął z niego butelkę zimnego
piwa. Odrzuciwszy długie włosy do tyłu i otworzywszy zębami odchylił butelkę do
góry, wlewając strumień zimnego piwa wprost do gardła. Kilka grupek poszło do
sklepu po czym wróciła z rękoma obładowanymi butelkami piwa.
Gdy zapadł wieczór Maks wrócił do
domu wraz z Samem. Rozstali się pod kamienicą rudzielca. Chłopak ledwo wczłapał
na samą górę schodów. Umywszy się i odmówiwszy modlitwę położył się do łóżka z
książką. Przed snem spojrzał jeszcze raz na spakowany plecak i ustawił budzik.
Zasnął.