piątek, 29 marca 2013

Nocna rzeź



Maks szedł ze szkoły ulicą, wraz ze swoimi kolegami, rozmawiając głównie o nadchodzącej wycieczce. Rudzielec poruszył właśnie kwestię palenia na wycieczce.  Bardzo dbał o swój wizerunek i uważał na świadków jego złych czynów, do których zaliczało się między innymi picie i palenie.
- Pamiętajcie, że najlepiej brać gumy owocowe, bo mięta wyostrza zapach tytoniu, a nie chcemy chyba syfu na koniec roku, nie? - odezwał się po czym zaciągnął się dymem. Włączył jeden z jego ulubionych kawałków i włożył słuchawki do uszu zagłuszając rozmowy przyjaciół.
      Wszyscy z jego trojga towarzyszy paliło. Było to często spotykane zjawisko w gimnazjach XXI wieku. Mało z nich przejmowało się zdrowiem czy pieniędzmi. Zaczęli płakać po fakcie, po tym jak się uzależnili. Ale cóż, nauczycielki, które ich złapały na gorącym uczynku ostrzegały już wiele razy. Maks palił od roku, mniej więcej tyle ile jego przyjaciele.
Jacob, Ronald i Samuel - wszyscy poznani na początku szkoły. Jacob był krótkowłosym blondynem o masywnej sylwetce. Ronald tak samo. Sam natomiast miał krótkie czarne włosy i kolczyk w uchu, podobnie jak Maks. Cała czwórka, włącznie z Maksem, odziana była w różnokolorowe glany, reszta stroju pozostawała czarna.
Paczka przyjaciół przechodziła właśnie obok jednego z ulubionych miejsc palaczy ze szkoły - „wnęki”. Była to wnęka pomiędzy kamienicami, znajdująca się sto metrów od szkoły. Jacob musiał zauważyć coś dziwnego, gdyż zatrzymał się zapatrzony w ścianę.
- Ej, patrzcie! - krzyknął tak głośno, że Maks zaskoczony zdjął słuchawki - Kumple Coopera musieli zmazać grafiti!
- Rzeczywiście. Może jest jeszcze na działkach? Zawsze tamtędy wraca do domu, o ile się nie mylę. - odezwał się Ron.
Cała czwórka ruszyła żwawym krokiem w stronę działek, znajdujących się tuż przy szkole. Nie byli pierwszymi, którzy zauważyli brak obelgi skierowanej w stronę Coopera, znajdującej się na ścianie budynku przy wnęce. Po drodze dołączyli do wielkiej grupy znajomych, którzy byli w wieku Samuela (Samuel był o rok starszy od Maksa, Rona i Jacoba).
Balicka. Było to przezwisko dla Petera Coopera. Chłopak w wieku Maksa już dużo razu podpadł… Prawie każdemu. Do jego najgłupszych wybryków należały między innymi zepchnięcie jednej dziewczyny ze schodów w szkole, uderzenie drugiej w policzek,  czy pyskowanie każdemu kogo spotkał. Nie bez powodu nazywano go w szkole damskim bokserem. Tamtego dnia Maks miał okazję wysłuchać jego gróźb skierowanych do własnej osoby. Nie miał zamiaru mu popuścić.
Maks spojrzał w niebo. Było już dosyć późno. Na niebie zaczęły pojawiać się pierwsze gwiazdki, a słońce już całkowicie utonęło pod linią horyzontu. Na ulicach zajaśniały latarnie a w domach zajaśniały światła wyglądające na zewnątrz przez kwadratowe okna. „Dzisiaj się zabawimy” pomyślał.

***

Cała grupa, licząca już dwadzieścia osobników, minęła kolejny zakręt. Znaleźli za nim kolejną grupkę, o podobnej liczbie osób. Zatrzymali się. Maks wyszukał wzrokiem cel.
Chłopak w fullcap’ie, średniej długości brązowe, lokowane włosy (przez jego wrogów porównywane do zwierzęcych odchodów), o pół głowy niższy od Maksa. Wąska sylwetka, ujawniająca małe możliwości fizyczne chłopaka. Twarz godna pożałowania. Oczy przypominające naturę nieufnego, chciwego tchórzliwego potworka. Tak opisywał go Maks.
Rudzielec podniósł kamień wielkości śliwki. Mimo dzielącej ich odległości trzydziestu metrów postanowił rzucić. Wraz z nim wszyscy towarzysze.
Chłopak patrzył jak na wrogów spada deszcz kamieni. Większość z grupy - czyli Ci, których trafiły kamienie - czmychnęła daleko od zamieszania.

Grupka podbiegła do reszty bandy. Najstarszy z atakujących - Hubert - podbiegł do Coopera i kopnął go w głowę z wyskoku. Podnosząc go przywarł go do płotu. Maks chciał protestować ale zanim dobiegł do nich Balicka zyskał dwa nowe sińce na twarzy. Odepchnął Huberta.
- Hub, zostaw go! On jest mój! - wśród tłumu od razu zadźwięczały protesty. Maks zagwizdał w palce.  - Groził mi dzisiaj i zamierzam go za to ukarać, nie mówiąc już o zniszczonym grafiti.
- Dobra… Ale wisisz mi paczkę fajek. - orzekł po krótkiej chwili namysłu
- Da się załatwić - Maks odwrócił się w stronę Petera. Lecz nie zastał go już tam. Był jakieś dwadzieścia sekund biegu od nich. Chłopak zaklął. Pięć osób pobiegło za nim, ale większość została na miejscu. Rudzielec odpiął plecak i wyciągnął z niego butelkę zimnego piwa. Odrzuciwszy długie włosy do tyłu i otworzywszy zębami odchylił butelkę do góry, wlewając strumień zimnego piwa wprost do gardła. Kilka grupek poszło do sklepu po czym wróciła z rękoma obładowanymi butelkami piwa.

Gdy zapadł wieczór Maks wrócił do domu wraz z Samem. Rozstali się pod kamienicą rudzielca. Chłopak ledwo wczłapał na samą górę schodów. Umywszy się i odmówiwszy modlitwę położył się do łóżka z książką. Przed snem spojrzał jeszcze raz na spakowany plecak i ustawił budzik.
Zasnął.

poniedziałek, 18 marca 2013

Spokojne chwile

     Września. Było to średniej wielkości miasto, położone w środkowozachodniej Polsce. W klasie, na lekcjach geografii grupy II B wieku gimnazjalnego nauczycielka puszczała właśnie jeden z filmów dokumentacyjnych o kulturze Japonii. Wszyscy uczniowie zapatrzeni w telewizor. Wszystkie głowy skierowane w przód prócz jednej, pełnej rudych, gęstych włosów.

Chłopak, Maks spoglądał za okno w zamyśleniu. Lekkie kropki po trądziku pokrywały cerę jego twarzy. Dwie blizny - jedna ciągnąca się na łuku brwiowym, a druga przez usta - dowodziły iż był to nastolatek uwielbiający ruch. W wolnych chwilach uwielbiał chadzać na skatepark by ćwiczyć parkour. Często wchodził również na wysokie drzewa, siadał na gałęzi i słuchał jego ulubionego gatunku muzyki - metalcore. Często na samotne spacery zabierał ze sobą paczkę papierosów lub butelkę piwa w celach wiadomych. Był on dosyć nietypowym nastolatkiem.

Zwykle poruszał się w czarnej bluzce typu „longsleeve”, czarnych bojówkach i glanach. Buntowniczą naturę symbolizowały kolczyk w uchu, pieszczocha i cała masa miedzianych agrafek w ubraniach. Na szyi chustka a pod nią krzyżyk.

Rudzielec szkicował, interesował się fantastyką, grał na gitarze i był harcerzem. Jednym z jego nietypowych hobby było zbieranie noży. Ćwiczył posługiwanie się nimi z Internetu i książek. W szkole słynął z przezwiska „Szatan”, ze względu na ubiór i styl bicia się. Mimo iż rzadko to robił, każdy schodził mu z drogi gdy szedł korytarzem. Mimo to miał grupkę przyjaciół z którymi spędzał trochę czasu.

- Jones! - zwróciła się do niego po nazwisku nauczycielka - Uważaj, bo znowu dostaniesz złą ocenę ze sprawdzianu a potem będziesz narzekał.

Maks przewrócił oczyma i spojrzał na nauczycielkę jak na dziecko które rozlało sok.

- Proszę pani, ja uważam. Po prostu zamyśliłem się…

- Wstań i wymień mi 3 wielkie miasta Japonii. - spojrzała na niego z góry z lekkim uśmieszkiem.

Maks wstał. Rozejrzał się po klasie i zauważył że Kuba - jeden z jego bliższych kumpli, który aktualnie siedział trzy ławki od niego - pisze coś z pośpiechem dużymi, drukowanymi literami na kartce. Rudzielec strząsnął włosy na brązowe oczy i patrzył na kolegę który pokazuje mu kartkę.

- Tokyo, Hirasaki i Sendai, proszę pani - uśmiechnął się do niej

- Siadaj. Żeby to się więcej nie powtórzyło

- Jak najbardziej proszę pani - w klasie zagrzmiało kilka chichotów. Max usiadł złożył ręce jak do modlitwy i podziękował w ten sposób Kubie.

Nauczycielka wyłączyła rzutnik który pokazywał już napisy końcowe. Wyłączyła komputer i wyciągnęła z szuflady swego biurka zapełnione tekstem kartki wielkości dłoni. Rozdała je uczniom.

- Tutaj macie plan naszej wycieczki do Rzymu. Wyjeżdżamy jutro o szóstej trzydzieści, zbiórka przed szkołą kwadrans po szóstej. Wracamy za tydzień dni w czwartek. Razem dziesięć dni. Jakieś pytania?

Maks przestał uważać i zapatrzył się w kartkę. Myślał zupełnie o czymś innym niż było na niej napisane. Ze słuchawką w uchu doczekał do dzwonka.









Rudzielec szedł właśnie spod drzewek w stronę boiska do siatkówki gdzie często przesiadywała żeńska część jego przyjaciółek. Podśpiewywał sobie na wzór tego co właśnie leci mu w słuchawkach.

Jedna z dziewczyn wybiegła mu na spotkanie i rzuciła mu się na szyję.

- Cześć kochanie! - powiedziała czule dziewczyna.

- Cześć Viola.  - Odrzekł z uśmiechem Maks. Pocałował ją.

Violett była od pół roku dziewczyną Maksa. Maks już nie pamiętał jak to się stało, że są razem. Po prostu są i już. Miał nadzieję, że nic tego nie zmieni. Była ona jedyną osobą którą kochał. Nie żywił zbytniego uczucia do rodziców. Był adoptowany, a ponadto skoro go wzięli z domu dziecka to mieli obowiązek go wychować. Nie mieli wyboru co do uczucia jakie do niego żywili a on wybrał sobie ją z własnej woli. A ona jego.

Nastolatka miała włosy długości włosów Maksa, tylko brązowe. Wielkie brązowe oczy, lekko zadarty nosek i wąskie, różowe usta zdobiły jej piękną buzię. Była o pół głowy niższa od rudzielca. Wąskie nadgarstki  długie palce, zdradzały iż grała ona na pianinie. Figura osy, średniej wielkości biust, to rzeczy charakteryzujące większość gimnazjalistek.

Ubierała się podobne co on, gdyż mieli ten sam gust muzyczny. Nigdy nie rozstawała się ze swoim plecakiem na którym miała naszywki ulubionych zespołów. Często wypisywała sobie na nadgarstku różne zdania, zazwyczaj wymyślone przez siebie i w innym języku. Nie zawsze Maksowi udawało się rozszyfrować daną tajemniczą frazę. Pamiętał jak raz było tam napisane „Born to fly”, czyli „urodzona by latać”.

- Nadal tylko sprzedajesz te fajki czy zacząłeś palić? - spytała go.

- Obiecałem, że nie zacznę więc nie zacznę. Wiesz że nigdy Cię nie okłamałem.

- Wiem … - usiedli na trawie a ona oparła mu swoją głowę na ramieniu. - Też nie możesz się doczekać wycieczki? Zawsze marzyłeś by zobaczyć Katedrę Świętego Marka, prawda?

- Owszem, ale najbardziej mnie cieszy że jedziemy razem - uśmiechnął się do niej - bez ciebie ta wycieczka nie miałaby dla mnie sensu.

- Cieszę się - objęła go, a on uczynił to samo.

 Wspólnie patrzyli w bawiące się dzieciaki, plotkujące dziewczyny i chłopaków grających w piłkę. Aż w końcu zadzwonił dzwonek na ostatnią lekcję.